wtorek, 11 września 2012

Niekosmetycznie - szukanie pracy, czyli jak stracić wiarę we własne umiejętności...

Zgodnie z Waszym życzeniem, dzisiaj chciałam Wam napisać o tym, jakim koszmarem w dzisiejszym świecie jest szukanie pracy.


Zdjęcie: Free image courtesy of FreeDigitalPhotos.net
Ostatniego dnia lutego tego roku dowiedziałam się od mojego ówczesnego szefostwa, że z dniem 1 marca zaczynam 3-miesięczny okres wypowiedzenia, a co za tym idzie od pierwszego dnia czerwca dołączę do zacnego grona bezrobotnych w naszym pięknym kraju.
Przez ostatnich 6 lat pracowałam jako grafik DTP w jednej z katowickich firm, zaczynałam w studiu graficznym, później firma przekształciła się w agencję reklamową. Niestety ciężka sytuacja na rynku sprawiła, że kilka osób musiało zostać zwolnionych, w tym również ja.
Było mi przykro, nie powiem, bo choć praca nie zawsze była satysfakcjonująca, z pewnością nie pozbawiona stresu i bardzo napiętych terminów, to jednak przez tyle lat zdążyłam się zżyć zarówno z samą firmą jak i moimi wspaniałymi współpracownikami (serdecznie wszystkich pozdrawiam).
Grafika, choć bardzo bliska memu sercu, jest zawodem z którym związana jestem od bardzo wczesnej młodości, czuję jednak już pewien przesyt w jej zakresie, postanowiłam więc szukać pracy w innych dziedzinach.
Ponieważ jestem po marketingu, a w zakresie moich bardzo bliskich zainteresowań jest Public Relations stwierdziłam, że dział marketingu czy PR będzie dla mnie odpowiedni. Rynek pracy niestety jest dość ubogi w tego typu oferty, więc nie ograniczam się jedynie do nich. Szukam również pracy biurowej, sekretarka, asystentka, pracownik działów HR czy obsługi klienta również znalazły się na mojej liście zawodów pożądanych.

Pracy zaczęłam szukać na początku marca i... szukam jej bez większych sukcesów po dzień dzisiejszy.
Po pierwsze: musimy znaleźć odpowiednie ogłoszenie.
Wydawałoby się, że nie ma nic prostszego, a jednak...
Bo pod nazwą stanowiska, która teoretycznie np. ze sprzedażą nie ma nic wspólnego, kryje się stanowisko handlowca. Pod nazwą asystentki, może być ukryta oferta pracy niezwykle dobrze płatnej, jednak niekoniecznie o ten zawód nam chodzi, wiecie co mam na myśli.
Tak więc spośród dziesiątek gorzej lub lepiej zapowiadających się ogłoszeń, uda nam się wyłuskać coś, co:
po 1. względnie nas interesuje
po 2. względnie spełniamy wymagania
po 3. względnie nie wygląda jak sprzedaż, call center, handlowanie, generalnie wciskanie ludziom rzeczy których a. nie chcą, b. nie potrzebują
możemy skompletować i wysłać nasze dokumenty.
Największym przegięciem było ogłoszenie o pracę dla OSOBISTEJ asystentki (słowo osobistej nie bez powodu jest tutaj wytłuszczone, przytaczam dosłowną treść:
Prezes firmy wykończeniowej szuka asystentki, która w pełni rozumie znaczenie słowa "osobista". Wynagrodzenie 3,5 tys. netto, plus premia. Umowa na stałe. Może być bez doświadczenia. CV ze zdjęciem.
Może to ja jestem jakaś dziwna, ale namawianie do nierządu jest chyba karalne? Ciekawe swoją drogą za co premia, ale chyba wolę nie dociekać...

Po drugie: wysyłamy nasze dokumenty.
CV i oczywiście list motywacyjny, w którym należy opisać dlaczego praca od 8.00 do 16.00 w biurze jest naszym największym marzeniem.
Ja wysłałam ponad 250 aplikacji w sprawie pracy, a wysyłam na prawdę tylko na stanowiska, których wymagania spełniam.

Po trzecie: telefon z zaproszeniem na rozmowę kwalifikacyjną.
Często ogranicza się do przekazania informacji gdzie i kiedy taka rozmowa się odbędzie, sporadycznie są przekazywane ewentualne informacje nt. zatrudnienia (że umowa-zlecenie, że praca 7 dni w tygodniu po 12 godzin za 6 zł brutto za godzinę). Czasami musimy przeliterować słowo pszenica i takie tam inne.

Po czwarte: rozmowa kwalifikacyjna.
Byłam na kilku rozmowach, w paru miejscach przeszłam do kolejnego etapu...
Tak, bo dzisiejsze szukanie pracy nie ogranicza się do pójścia na rozmowę kwalifikacyjną a po niej czekanie na telefon z decyzją. O nie, dzisiaj rozmowy kwalifikacyjne przeprowadzane są w etapach - dwóch, trzech, pięciu, piętnastu... No dobra, trochę przesadziłam.
Pierwszy etap to najczęściej rozmowa wprowadzająca. "Jakie są moje plany zawodowe na najbliższy rok, dwa, pięć lat?", "Dlaczego szukam pracy?", "Dlaczego rozstałam się z poprzednią firmą?" i pytanie, które mnie osobiście doprowadza do szewskiej pasji: "Dlaczego wybrałam akurat to ogłoszenie i tę firmę?". Pytanie to na dzisiejszym rynku pracy wydaje się być co najmniej nie na miejscu.
Logiczne, że wybrałam ich firmę, bo się ogłaszali, że szukają pracownika. Nie sądzę, aby wiele osób w dniu dzisiejszym miało to szczęście, że wybiera konkretną firmę bo jej największym marzeniem jest tam pracować i uważają pracę w konkretnym miejscu za swój życiowy cel i priorytet.
Jeśli uda nam się pomyślnie przebrnąć przez etap pierwszy zawierający również pytania o nasze wady i zalety, największy sukces i porażkę w życiu zawodowym a także czy dobrze reagujemy na stres (Tak, uwielbiam pracę w stresie. Wy jej nie zapewniacie? A nie, to dziękuję...), kwalifikujemy się do drugiego etapu, najczęściej już w siedzibie firmy (jeśli pierwszy etap odbywał się u pośrednika) lub z osobą decyzyjną (szefem działu, prezesem, itp.).
Drugi etap to kolejna porcja mniej lub bardziej związanych z pracą pytań, na które musimy sprawnie odpowiedzieć (przydałby się jakiś klucz odpowiedzi). Często też w drugim etapie są zadania praktyczne, testy do rozwiązania, projekty do stworzenia, itp., które mają udowodnić, że to co wpisaliśmy w nasze resume przynajmniej w części pokrywa się z naszymi faktycznymi umiejętnościami.
Nie wiem co jest dalej, bo niestety poza drugi etap jeszcze mi się nie udało przejść :(

Po ostatnie: teraz dopiero zaczyna się cała zabawa.
Czyli odpowiedź telefoniczna bądź mailowa (o ile oczywiście potencjalny pracodawca ma w zwyczaju informować o tym, że Cię nie przyjął.
"Bardzo byliśmy zadowoleni z rozmowy z Panią, ale wybraliśmy kogoś innego".
"Niestety Pani doświadczenie zawodowe nie odpowiada profilowi idealnego kandydata".
"Niestety marnowałaby się Pani u Nas. Ma pani za wysokie kwalifikacje".
To tylko niektóre z powodów dla których nie zostałam przyjęta.

Oferty dla mnie, gdzie byli mną zainteresowani obejmowała jedynie dwa call center, z czego w jednym zarabiałabym 6 zł BRUTTO za godzinę, na umowie-zleceniu.
Ok, rozumiem, że się przebranżawiam, szukam nowej ścieżki kariery dla siebie i na prawdę nie oczekuję, że dostanę 2 czy 3 tysiące na rękę. Ale praca przez 160 godzin w miesiącu, w świątek, piątek i niedzielę, na dwie czy nawet trzy zmiany za 1100 złotych nie wydaje się być rozsądną propozycją. 

I teraz moje pytanie brzmi: czy osoba po wyższych studiach, mająca 8-letnie doświadczenie w pracy biurowej, punktualna, rozsądna, inteligentna i kontaktowa, z ustabilizowanym życiem prywatnym, znająca angielski w stopniu średnio-zaawansowanym i niemiecki w stopniu podstawowym, chętna do nauki czy dodatkowych kursów zawodowych, posiadająca prawo jazdy kategorii B i będąca kierowcą na prawdę nie może liczyć na nic innego jak tylko praca w call center za powiedzmy sobie szczerze grosze? Do tego nie szukam pracy w małej, zabitej deskami mieścinie, a wielkiej aglomeracji śląskiej.
No, mogę jeszcze iść do pracy na produkcji ukrywając fakt, że mam wyższe studia, bo po studiach to mnie raczej na produkcję nie przyjmą.
I jak tu żyć normalnie w tym kraju, gdzie normalny człowiek, wykształcony, z doświadczeniem, nie może znaleźć normalnej pracy za normalne pieniądze?

Zdjęcie: Free image courtesy of FreeDigitalPhotos.net
Wiedziałam, że na rynku pracy jest ciężko, że pracę jest znaleźć bardzo trudno, ciekawą pracę - jeszcze trudniej, a znalezienie ciekawej, odpowiadającej naszemu wykształceniu i kwalifikacjom, w miarę dobrze płatnej pracy graniczy niemal z cudem, jednak czegoś takiego się nie spodziewałam. O wymarzonej pracy to już nawet nie będę wspominać.
Jest źle, jest na prawdę źle w tym kraju, skoro takie osoby jak ja nie mogą znaleźć pracy, a darmozjady siedzą w sejmie na ciepłych posadkach i dostają za to kupę szmalu, który zasadniczo im się zupełnie nie należy.

Dobra, wyrzuciłam to z siebie i jest mi ciut lepiej. Ale czy ja na prawdę wymagam aż tak wiele?

25 komentarzy:

  1. Kasiu dobrze wiem jak wyglądają rozmowy i całą procedura przyjęcia praconika...jednak jedno co mogę Ci polecić to składanie aplikacji również do miejsc, które na pierwszy rzut oka wydają się nie Ciebie np. Firmy często w ogłoszeniu o pracę piszaj.angielski w stopniu bardzo dobrym. I niemiecki komunikatywnie...ją zawsze bałam się takich ogłoszeń i nie aplikowalam na te stanowiska...jak się okazuje pracodawcy poszukują osób odważnych i chętny do pracy...a zaproszenie na rozmowę nie koniecznie wynika ze spelnianiem przez przyszłego pracownika wszystkich kryteriów...nie wiem czy cokolwiek zrozumialas..pisze z tel i chyba zbyt wiele chce napisać...a cholera mnie weźmie zaraz z ta klawiatura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarza mi się składać nawet tam, gdzie nie spełniam wszystkich wymogów, ale np. większość. Zawsze jestem chętna i gotowa do nauki w zasadzie wszystkiego, nie jest to dla mnie żaden problem, wręcz przeciwnie. Chętnie poszerzam swoją wiedzę i staram się stale zdobywać nowe doświadczenia. Niestety realia polskiego rynku pracy są jakie są, a trudno wypruwać sobie żyły za najniższą krajową :(

      Usuń
    2. Racja...niestety dobrze wiem jak wyglądają realia i z przykrością stwierdzam, że nasza władza patrzy na to i nic nie robi ;)
      Kasiu trzymam kciuki ;)

      Usuń
  2. nic dodać, nic ująć... i najlepiej od przedszkola marzyć o pracy w danej firmie i w żadnym wypadku nie zmieniać przez ten czas zainteresowań.
    a i z szukaniem za granicą nie jest teraz dużo lepiej, zwłaszcza w mojej branży...
    i irytujące jest, kiedy wyskakuje "software architect" czy inny "architekt systemów" kiedy szuka się w architekturze :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla przykładu: ogłoszenie na stanowisko sprzedawcy...w ogłoszeniu informacja że pracownik musi znać obsługę kasy fiskalnej...ale prawda jest taka, że każda kasa fiskalna jest inna i każdy nowy pracownik musi przejść szkoleni dotyczące obsługi...i jeśli pracownik podczas rozmowy wykaże ogromne chęci...ale faktycznie hedzie w stanie przekonać pracodawcę, zejest gotów podjąć takie szkolenie i obiecuje że z jego strony dołoży wszelkich starań...to z pewnością jest pewniejszym kandydatem niż osoba spelniajaca wymagania ogłoszenia,ale nie posiadająca chęci czy większego zapału.

    OdpowiedzUsuń
  4. Sama szukam pracy i też mi się nie podobają te ogłoszenia o "osobistych asystentkach" albo "atrakcyjnych asystentkach" :/ Ciekawa jestem czemu nikt jeszcze z tym nic nie zrobił...
    I niestety też wiem jak ciężko jest teraz pracę znaleźć. Można wszystkie wymagania spełniać, mieć doświadczenie, skończone kursy itd. a i tak pracy nie będzie... Dołujące, ale trzeba się starać!

    OdpowiedzUsuń
  5. Moja droga wiem co czujesz. Ja 2 lata temu skończyłam studia i dalej pracy nie mam. W dodatku dowiedziałam sie, że w swoim zawodzie to pracy nie znajdę i mam się przekwalifikować ;/ No to się teraz przekwalifikowuje i bardzo jestem ciekawa czy w nowym zawodzie będzie lepiej ;(

    OdpowiedzUsuń
  6. Polski rynek pracy jest okropny, ja jako osoba bez doswiadczenia zupelnie nie mam szans na jakakolwiek prace, dlatego probuje dorabiac jako konsultantka;)

    obserwuje i zapraszam na rozdanie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się na sprzedawcę nie nadaję, a generalnie konsultantka to praca w sprzedaży. Ale nie poddaję się. W końcu przecież muszę coś znaleźć. Pozdrawiam.

      Usuń
  7. Oj jak ja Cię rozumiem. To, co się dzieje w naszym kraju, to jest po prostu śmieszne. Ja wegetuję w mojej pracy, mam tytuł mgr i co z tego mam? 1300zł na rękę! To są kpiny. Dobrze, że nie muszę utrzymywać się sama, tylko mam męża. Nieraz zastanawiam się jakby to było jakbym została sama z dzieckiem...Chyba tylko strzelić sobie w łeb. A te nasze "wspaniałe, mądre głowy" na wiejskiej grzeją swoje tłuste tyłki na stołkach. Nie oszukujmy się, oni definitywnie mają nas głęboko w d... No przecież im też nie jest lekko hehe Pozdrowionka i powodzenia. Może w końcu coś się zmieni w tej naszej Polsce (chociaż osobiście w to nie wierzę :-( )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Można ewentualnie uciec i próbować szczęście gdzie indziej. Tylko czy na pewno tam będzie lepiej? Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Jejciu...skąd ja to znam...również szukam pracy i nie jest mi wcale tak łatwo ją znaleźć:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No niestety jest dramat. Ale cóż, nie można się poddawać i trzeba dalej szukać...

      Usuń
  9. Znam ten ból poszukiwania pracy,nie jest tak strasznie-Placentę też bym kupiła ;pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, u mnie jest istny koszmar. Może gdzieś w Warszawie czy Krakowie jest lepiej, na Śląsku jest na prawdę ciężko. I nie mówię tylko z własnego doświadczenia.

      Usuń
  10. Ciekawa notka, może kiedyś mi się przyda ;)


    Zapraszam do mnie :
    http://streetfashionforeveryday.blogspot.com/
    Oraz do polubienia mojego profilu, na facebooku:
    http://www.facebook.com/pages/Uliczna-Moda-Na-Co-Dzie%C5%84/210271709073998

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja szukam pracy od roku czasu i ciągle nic... Mieszkam w małej miejscowości i tu nie ma nawet ciekawych ofert pracy. Obecnie szukam pracy w większym mieście i planuję wyprowadzkę. Innego wyjścia nie widzę... :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życzę Ci powodzenia, choć nie wiem czy w większym mieście będzie dużo lepiej niestety...

      Usuń
  12. Nasze Państwo jest wspaniałe, po prostu czasami nie ogarniam takich sytuacji :/

    Co do Revitalash, polecam wpisanie w google, przejrzyj sobie zdjęcia innych blogerek, które stosowały kurację nawet pół roku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie widziałam świetne efekty i dobre opinie, ale w obecnej sytuacji wydać na kosmetyk prawie 300 zł... Nie mogę sobie na to pozwolić. Ale może kiedyś, jak już znajdę tę wymarzoną, świetnie płatną pracę ;)

      Usuń
  13. świetna notka, w sumie wiedziałam, że nie jestem jedyna ale usłyszeć to to w jakimś stopniu pokrzepiające!

    OdpowiedzUsuń