środa, 28 września 2016

Krótko i na temat - "Śpij kochanie, śpij..."


Miłość uskrzydla i dodaje chęci do życia. Z ukochaną osobą chcemy spędzać każdą chwilę zarówno za dnia, jak i w nocy. No właśnie, w nocy...
Czy zmagacie się z problemem niewygodnego łóżka? Czy w sypialni między Wami pojawiają się zgrzyty… zużytych sprężyn? Szukacie najlepszego materaca do snu we dwoje? Wierzę, że poniższe wskazówki pomogą Wam wybrać najlepszy materac dla pary, który nie tylko poprawi jakość Waszego snu, ale i innych form relaksu ;)




Prawdziwe uczucie nie patrzy na wiek, wzrost ani wagę. I bardzo dobrze, jeśli jednak zależy Wam na wygodnym śnie we dwoje, powinniście wziąć pod uwagę kilka cech, od których uzależniony jest wybór najwygodniejszego materaca. Oczywiście, nic nie stoi na przeszkodzie by, na przykład, rosły partner nie mógł wygodnie wypoczywać ze swoją ukochaną kruszynką. Wystarczy odpowiednio wybrać materac.

Najlepiej sprawdzają się modele z wysoką elastycznością punktową, takie jak materace kieszeniowe. Na szczególną uwagę zasługują warianty Multipocket i Luxpocket. Za sprawą elastyczności punktowej powierzchnia materaca ugina się jedynie w miejscu, gdzie spoczywa ciało użytkownika. Ruch nie przenosi się po całej płaszczyźnie, w związku, z czym użytkownicy nie zakłócają sobie nawzajem wypoczynku zmieniając pozycję. Jeśli zechcemy naszej ukochanej (bądź ukochanemu) sprawić niespodziankę, podając śniadanie do łóżka, nie obudzimy jej/jego wstając. W sytuacji, gdy waga jednej osoby jest sporo większa niż drugiej, jak w przypadku mnie i mojego P., nie ma obawy, że osoba lżejsza będzie się zapadała na stronę osoby cięższej. Wspomniane materace kieszeniowe mają także dodatkową zaletę, mianowicie bardzo cichą pracę wkładu sprężynowego.


Jeżeli nie jesteście przekonani do modeli sprężynowych, lub któreś z Was (czy oboje) zmaga się z alergiami, warto zwrócić uwagę na materace piankowe, które również wykazują się bardzo dobrą elastycznością punktową. Można wybierać z kilku wariantów, tym samym dobierając model do swoich potrzeb. Materace poliuretanowe są stosunkowo tanie, więc bez nadmiernego uszczerbku na budżecie można je wymienić w przypadku zniszczenia, na przykład przez zwierzaka. Materace wysokoelastyczne to gwarancja wygody i wytrzymałości.
Jeżeli nasz budżet na to pozwala i chcemy model z najwyższej półki, warto rozważyć zakup materaca lateksowego, który zapewnia świetną elastyczność punktową oraz najwyższe właściwości antybakteryjne i antygrzybiczne. W sytuacji, gdy jesteście już w okresie drugiej (czy nawet trzeciej) młodości lub zmagacie się z kłopotami zdrowotnymi, godne uwagi mogą okazać się materace termoelastyczne. W przypadku wspólnego łóżka, modele te sprawdzają się bardzo dobrze, gdyż dodatkowo zmniejszają częstotliwość zmian pozycji w ciągu nocy. A co za tym idzie, nie będziecie budzić partnera wierceniem się podczas snu.



Szukając materaca dla dwóch osób należy wziąć pod uwagę odpowiedni dobór twardości. Jeśli oboje lubicie podobne powierzchnie, to świetnie i bez problemu znajdziecie wspólny materac, który będzie wygodny dla Was obojga. Co jednak, jeśli Ty lubisz zapadać się w swoje łóżko i najlepiej śpi ci się na miękkim materacu, a Twój mężczyzna mógłby spać na desce? Do tej pory najlepszym rozwiązaniem był wybór dostosowany pod kątem osoby preferującej (niestety) wyższą twardość. Teraz jednak nie musicie już iść na kompromisy. Możecie wybrać całkowitą nowość wśród materacy – model stworzony SPECJALNIE DLA PAR, który cechują dwie różne twardości na dwóch połowach. Nie ma więc potrzeby kupowania dwóch osobnych materaców o różnych twardościach i denerwowania się tak niewygodną i nieromantyczną „dziurą” pomiędzy nimi (i wami). Idealnym rozwiązaniem takiej sytuacji jest materac dla par TE AMO znajdujący się w ofercie firmy sprzedającej materace Sleep o’clock, którego jedna połowa ma twardość średnią, a druga połowa jest twarda. W tym modelu możecie cieszyć się jednym, wspólnym materacem, przy zachowaniu indywidualnych potrzeb dotyczących twardości, a zatem zapewnieniu maksymalnej wygody każdemu z Was.
Zarówno model TE AMO jaki i wiele innych propozycji dla par znajdziecie w sklepie internetowym firmy Sleep o’clock w kategorii LOVE.


Pozostaje mi życzyć Wam kolorowych i wygodnych snów :)

Post powstał we współpracy z marką Sleep o’clock.

Pozdrawiam,

czwartek, 22 września 2016

Recenzja - Vianek, krem nawilżający na dzień

Po wakacyjnej przerwie powracam do Was z wreszcie kosmetycznym postem :) Enjoy :)

Cera sucha jest cerą mocno wymagająco. Jeśli dodatkowo jest wrażliwa i płytko unaczyniona, musimy o nią dbać ze szczególna troską, odpowiednio dobierając kosmetyki pielęgnacyjne.
Ponieważ moja pielęgnacja zmierza od pewnego czasu ku bardziej naturalnym markom, nie mogło wśród testowanych kosmetyków zabraknąć marki Vianek, czyli najmłodszego dziecka polskiej marki Sylveco. Na początek postawiłam na płyn do higieny intymnej oraz krem nawilżajacy na dzień i to ten drugi produkt będzie bohaterem dzisiejszego wpisu.

Kremów tej marki byłam bardzo ciekawa, bo niestety kremy starszej marki Sylveco kompletnie się u mnie nie sprawdzają. Jak było w tym przypadku? Zapraszam na post.

VIANEK
Nawilżający krem do twarzy na dzień


Skład: 
Aqua - woda, rozpuszczalnik
Vitis Vinifera Seed Oil - olej z pestek winogron, emolient tłusty
Triticum Vulgare Germ Oil - olej z kiełków pszenicy, nawilża, zmiękcza i natłuszcza skórę, wspomaga odnowę naskórka
Xylitol - cukier brzozowy, ma działanie nawilżające i oczyszczające, stymuluje funkcje ochronne skóry
Sorbitan Stearate & Sucrose Cocoate - emulgator W/O
Urea - mocznik, ma silne działanie nawilżające skórę
Coco-Caprylate - emolient tłusty
Glycerin - hydrofilowa substancja nawilżająca, humekant
Taraxacum Officinale Leaf Extract - kondycjoner
Glyceryl Stearate - emolient tłusty, emulgator W/O
Stearic Acid - emulgator W/O
Cetearyl Alcohol - emolient tłusty, substancja konsystencjotwórcza
Xanthan Gum - modyfikator reologii, zagęstnik
Hydrolyzed Wheat Protein - substancja hydrofilowa, filmotwórcza, zwiększa kleistość produktu, humekant
Tocopheryl Acetate - antyoksydant, hamuje TEWL, zapobiega powstawaniu stanów zapalnych, wzmacnia ściany naczyń krwionośnych i poprawia ukrwienie skóry
Benzyl Alcohol - substancja konserwująca
Parfum - kompozycja zapachowa
Dehydroacetic Acid- substancja konserwująca
Źródło: Kosmopedia.org, CosIng  

Cena regularna: 27.99 zł
Pojemność: 50 ml
Dostępność: sklep firmowy on-line, drogerie on-line, drogerie z kosmetykami naturalnymi, mydlarnie, sklepy zielarskie


Krem zapakowany jest w wygodne opakowanie typu air-less, ze skromną, ale bardzo ładną i ciekawą graficznie etykietą. Dodatkowo zapakowany jest w kartonik na którym znajdziemy wszystkie niezbędne informacje na temat produktu. Krem ma dośc lekką, kremową konsystencję w kolore jasnożółtym, o bardzo przyjemnym, lekko kwiatowym zapachu. Wydajnośc oceniam na przeciętną. 

Obietnice producenta a rzeczywistość...
Nawilżający krem do twarzy na dzień, przeznaczony do codziennej pielęgnacji skóry suchej i wrażliwej. Dzięki zawartości kompleksu humektantów (mocznik+ksylitol+proteiny pszenicy), silnie wiąże wodę w naskórku, zapobiegając nadmiernej utracie wilgoci. Olej z kiełków pszenicy w połączeniu z witaminą E i ekstraktem z liści mniszka lekarskiego zapewniają ochronę przed wczesnymi oznakami starzenia, nadają skórze elastyczność i miękkość. Delikatna i szybko wchłaniająca się konsystencja stanowi świetną bazę pod makijaż.

Krem lekko rozprowadza się po skórze, nie zostawia tłustej warstwy a jedynie delikatny, satynowy film. Dość szybko się wchłania, pozostawiając skóre przyjemnie gładką i miękką w dotyku. Dobrze nawilża, w zupełności wystarczająco jak na krem na dzień. Dobrze spisuje się pod makijażem, nie przetłuszcza nadmiernie mojej suchej skóry, nie powoduje ważenia się czy spływania podkładu. Subtelny zapach bardzo uprzyjemnia aplikację, a wygodne opakowanie zapewnia maksimum komfortu i higieny. Stosowany codziennie zapewnia optymalny poziom nawilżenia skóry, zwłaszcza w połączeniu z silnie nawilżającym kremem na noc i delikatnie nawilżającym kremem BB na dzień.
Krem nie podrażnił mojej skóry, nie spowodował żadnych przykrych niespodzianek.
Po aplikacji i wchłonięciu powoduje delikatne odczucie ściągnięcia skóry, pomimo, że jest ona odpowiednio nawilżona. Uczucie znika po aplikacji podkładu.



Krem doskonale spełnia swoje zadanie, ładnie nawilża, wygładza i zmiękcza skórę twarzy, dobrze współpracuje z makijażem, przepięknie pachnie. Z pewnością jest produktem godnym zainteresowania, jednocześnie nie jest ostatnim kosmetykiem tej marki w mojej łazience.

Czy kupię ponownie? 
MOŻE 

Ocena ogólna:

Pozdrawiam,

niedziela, 18 września 2016

Filmowa Niedziela - Woody Allen, żałoba i upadła gwiazda estradowa


Jestem wielką fanką filmów i kina. Przede wszystkim oglądam wysokobudżetowe kino amerykańskie, bo to najbardziej mi odpowiada, rzadziej europejskie, zupełnie nie przemawia do mnie kino azjatyckie (poza horrorami) i bollywood.
Ta seria postów poświęcona będzie krótkim recenzjom filmowym, bo dzięki karcie Unlimited w Cinema City chadzamy teraz na każdy film jaki tylko wart jest obejrzenia.

Śmietanka Towarzyska
„Śmietanka towarzyska” (oryg. „Café Society”) to nowa komedia romantyczna napisana i wyreżyserowana przez Woody’ego Allena.[...] Akcja rozgrywa się w latach 30. ubiegłego stulecia, a jej tłem są modne kluby nocne, eleganckie przyjęcia i malownicze zakątki Nowego Jorku i Los Angeles. O popis najwyższej klasy aktorstwa, jak zwykle u Allena, zadbała plejada znakomitości. A wśród nich m.in. nominowani do Oscara i Złotego Globu – Jesse Eisenberg („The Social Network”) i Steve Carell („Foxcatcher”), jedna z najpopularniejszych aktorek młodego pokolenia, nagrodzona Cezarem Kristen Stewart („Zmierzch”) oraz Blake Lively („Wiek Adaline”), Corey Stoll („O północy w Paryżu”, „Ant-Man”, seria „House of Cards”), Anna Camp („Służące”) i Parker Posey („Nieracjonalny mężczyzna”). „Śmietanka towarzyska” otworzyła 69. edycję festiwalu filmowego w Cannes. Bobby (Jesse Eisenberg) jest wrażliwym romantykiem z Bronxu. Licząc na spełnienie marzeń o wielkiej karierze, wyrusza w podróż do Los Angeles, gdzie zaczyna pracę u swojego wujka Phila (Steve Carrell) – agenta topowych gwiazd Hollywood. Na miejscu poznaje piękną sekretarkę Vonnie (Kristen Stewart). Chłopak bez pamięci zakochuje się w dziewczynie, nie wiedząc jeszcze, że ta znajomość wywróci jego życie do góry nogami.  [źródło: cinema-city.pl]



Filmy Woody Allena to nie moja stylistyka. W większości jego filmów, komediowe gagi są albo ciężkie, albo tak zawoalowane, że mój mózg nie jest w stanie przez nie przebrnąć. Zachęcił mnie jednak trailer, który wydawał się bardzo ciekawy. Niestety okazało się, że tylko trailer...

Dla mnie film jest dość ciężki, akcja się ślimaczy, nie ma lubianego przeze mnie w filmach dynamizmu. Sama historia ciekawa, w doskonałej obsadzie i świetnej grze aktorskiej (dużym zaskoczeniem okazała się Kristen Stewart, porzucająca wizerunek nastolatki znanej ze Zmierzchu). Olbrzymim plusem jest przepiękna moda lat 30-tych, która szalenie mi się podoba. Nie miałabym nic przeciwko, aby przenieść się w tamte czasy... Niestety, pomimo tych wszystkich zalet, film zwyczajnie mnie znudził i ostatecznie pzekonał, że Woody Allen to kompletnie nie moja bajka.

Nie ma mowy!
Romantyczna komedia o przeciwieństwach, które się przyciągają i o wrażliwości, która potrafi połączyć dwa bieguny z Jasonem Sudeikisem i Rebeccą Hall w rolach głównych. Po śmierci męża, słynnego muzyka folkowego, Hanna wciąż żyje jego życiem, próbując pisać biografię ukochanego. W jej prowincjonalnym, bezpiecznym świecie pojawia się Andrew, nowojorski pisarz, zbierający materiały do książki o jej zmarłym mężu. Tych dwoje dzieli wszystko. Czy mimo to uda im się wspólnie napisać biografię muzyka i rozpocząć nowy rozdział ich własnej historii?[źródło: cienema-city.pl].


Choć film jest lekki i przyjemnie się go ogląda, zawiera również kilka komediowych sytuacji, nie nazwałabym go komedią romantyczną. Te kojarzą mi się z filmami z Meg Ryan czy Julią Roberts sprzed lat. Opowiada o wciąż zrozpaczonej po stracie swojego męża wdowie, po sławnym choć niedocenianym muzyku folkowym. Jest ona nękana przez dziennikarzy pragnących poznać jego prywatne życie, a także fanów, którzy tłumnie odwiedzają jego pobliski grób. Sama pragnie jedynie w ciszy i spokoju napisać biografię swojego zmarłego męża, gdy jednak okazuje się, że nie podoła temu zadaniu, prosi o pomoc wykładowcę akademickiego. Między parą, jak łatwo się domyślić, pojawiają się uczucia nie do końca związane z ich poniekąd zawodowymi relacjami. Osobiście zakwalifikowałabym go jako film obyczajowy.

Film pełen jest ciepła, przepięknych widoków, pokazuje świat, w którym chciałoby sie zamieszkać. W małym miasteczku, gdzie wszyscy się znają, z dala od cywilizacji, w górach, nad jeziorem...
Osobom wrażliwym radzę się zaopatrzyć w chusteczki, bo nie brakuje wzruszających scen i fragmentów. Dobrym pomysłem było powierzenie tytułowych ról aktorom mało znanym (przynajmniej mnie). Rebecca Hall jest przeze mnie tak bardzo niezapamiętywania, że nie kojarzyłam jej z żadnej innej roli, choć widziałam kilka filmów z jej udziałem. Podobnie ma się sprawa z Jasonem Suseikis.
Pomimo bardzo banalnego poprowadzenia fabuły, aż za dobrze znanego nam z wspomnianych komedii romantycznych, film broni się grą aktorską i historią jakże inną od wszystkich, które znamy, a także, o czym już wspominałam, wspaniałymi pejzażami tej niemal bezludnej okolicy.
Polecam, zwłaszcza dziewczynom, na samotny wieczór z winem, przy pachnących świecach.


Boska Florence

Florence Foster Jenkins kochała muzykę ponad życie. Niestety bez wzajemności. Natura obdarzyła ją słuchem i głosem, które nawet głuchego doprowadziłyby do rozpaczy. Florence jednak pragnęła śpiewem podbić świat i w pewnym sensie jej się to udało. Jako dziedziczka sporej fortuny i żona St Clair Bayfielda - brytyjskiego aktora arystokraty, posiadała atuty, przy których jej brak talentu wydawał się nieistotną przeszkodą. Dzięki heroicznym staraniom ukochanego udawało się jej występować na Broadwayu i nagrywać płyty, a przede wszystkim wciąż wierzyć w swój dar. Jednak gdy zapragnęła ukoronować swój tryumf koncertem w słynnym Carnagie Hall nawet Bayfield wpadł w panikę. Ale czegóż nie robi się dla ukochanej. [źródło: cinema-city.pl].


Wspaniała, ciepła komedia oparta na faktach, osadzona w Stanach Zjednoczonych w roku 1944.
Florence Foster Jenkins to gwiazda estradowa, która swoje najlepsze lata ma już za sobą. Choć od lat szkoli swój wokal, delikatnie mówiąc nie jest najlepszą śpiewaczką, ale ponieważ nikt nie mówi jej tego prosto w oczy uważa, że ma niebywały talent. Jej największym marzeniem jest występ w Carnigy Hall, który jej kochający mąż i akompaniujący pianista chcą jej pomóc spełnić.

Film przepełniony jest doskonałym humorem, niezłą muzyką i genialną grą aktorską w wykonaniu niesamowitej Mery Streep, jak zawsze szalenie brytyjskiego choć już trochę podstarzałego Hugh Granta, a także Simona Helberga, który idealnie potrafił oddać charakter granej przez siebie postaci.
Film z pewnością wart obejrzenia.

Pozdrawiam,

czwartek, 8 września 2016

Podróże Kasi eS - Poznań i okolice cz.1

Wakacje to wspaniały czas na podróże i zwiedzanie naszego pięknego kraju. W tym roku urlop podzieliłam sobie na dwa razy i 4 dni z tego urlopu spędziliśmny ze znajomymi w Poznaniu i okolicach.


Poznań umiejscowiony jest na Zachodzie, w centralnej części województwa Wielkopolskiego.
Niestety dojazd samochodem jest tam od nas tak długi, że postanowiliśmy wybrać kolej jako środek transportu. A, że ja uwielbiam jeździć pociągiem, z radością kupiłam bilety na pierwszą klasę Intercity i 30 lipca, niemal o świcie, wyruszyliśmy w drogę.

Do Poznania, po podróży malowniczymi rejonami kraju, dotarliśmy przed południem. Z dworca odebrała nas A. z synem (serdecznie Was z tego miejsca pozdrawiam :*) i pierwsze kroki skierowaliśmy do galerii handlowej na lody.
Następnie pojechaliśmy do centrum Poznania, gdzie A. nas zostawiła byśmy się zameldowali w Hostelu "Verry Berry Hostel", a sama pojechała w tym czasie po swojego męża M.


Hostel okazał się być miejscem czystym, w ścisłym centrum miasta, zaledwie kilka kroków od starego rynku. Niestety nasz pokój nie był jeszcze gotowy, więc tylko zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na podbój Poznania.


Pierwszą na mapie zwiedzania miasta i okolic była Góra Dziewicza z wieżą widokową.
Po wdrapaniu się na samą górę, na schodki wieży zabrakło mi już siły, więc poczekałyśmy z A., która dotrzymała mi towarzystwa, na naszych panów na ławeczce, w lesie, w pięknych okolicznościach przyrody.


Następnie A. zaprosiła nas do siebie na kawę, po której pojechaliśmy do Parku Cytadela, gdzie poza pięknymi alejkami spacerowymi oraz licznymi, historycznymi cmentarzami, można zobaczyć zabytkowe czołgi oraz Pomnik Bohaterów.

W drodze powrotnej wstąpiliśmy na lemoniadę do Restauracji i Pizzerii "Umberto".
Piękny wystrój, bardzo nietypowe dekoracje,miła atmosfera i przepyszna, świeżo robiona na miejscu "lemoniada".


Kolejnym punktem na naszej mapie był Stary Browar, czyli olbrzymie centrum handlowe urządzone w budynku po... browarze. Bardzo nietypowy jak na CH wystrój, z pogranicza galerii sztuki, z ciekawymi elementami z cegły. Wyjątkowe miejsce.

Na koniec dnia wybraliśmy się na szalenie zatłoczony sobotnim wieczorem Stary Rynek i na kolację do restauracji Wiejskie Jadło. Niestety restauracja nie spełniła naszych oczekiwań, a nie mam specjalnie wysublimowanego podniebienia. P. i M. zamówili po żurku w chlebie, który sam w sobie był dobry, ale wszystkie elementy dania niekoniecznie były ze sobą odpowiednio wymieszane.
Natomiast ja i A. zamówiłyśmy klasyczne danie polskiej kuchni - panierowanego kotleta schabowego z ziemniakami i zasmażaną kapustą kiszoną. Co tu dużo mówić, danie było bardzo kiepskie. Kotlet kompletnie nie rozbity, ziemniaki nie tylko nie posolone, ale jeszcze do tego przypalone, a kapusta kiszona byłaby dobra, gdyby ja przed gotowaniem odcisnęli. Obiad pozostawił po sobie niesmak, pomimo przemiłej obsługi, obniżenia rachunku o 20% wartości i kieliszka nalewki w ramach przeprosin.


Po kolacji spokojnym spacerem wróciliśmy na rynek, a potem pod nasz hostel gdzie pożegnaliśmy się i poszliśmy do naszego pokoju.

Pokój okazał się dość duży, ładnie choć mininalistycznie urządzony, z telewizorem i łazienką w której niestety przeciekał brodzik. Ponadto okno naszego pokoju wychodziło na jedną z głównych ulic, na której w późnych godzinach sobotniego wieczoru panował duży gwar. Dość niewygodne, bo bardzo twarde, ale wystarczająco szerokie łóżko dopełniało obrazu całości.

Rano zjedliśmy śniadanie w formie bufetu, proste ale smaczne (przepyszne świeżutkie bułeczki), a następnie udaliśmy się na miejsce odbioru ;)


Niedzielę zaczęliśmy od zwiedzenia przepięknej makiety kolejowej w Borówcu.
Od pierwszej chwili widać, że stworzenie makiety wymagało serca, mnóstwo czasu i poświęcenia. Makieta zbudowana z dbałością o każdy szczegół, z niezliczonymi pociągami pedzącymi w każdym kierunku, stacjami kolejowymi, drogami, domami, sklepami, fabrykami...
Możnaby tam spędzic całe godziny, a i tak nie zdążyć obejrzeć całości. Na prawdę piękna rzecz.


Kolejnym punktem na naszej mapie był Pałac w Kórniku (wybaczcie, na zdjęciu już nie poprawię) który poza drogimi biletami i koniecznością ubierania specjalnych kapci ochronnych nic sobą nie wnosił, a później Dom Arkadego Fidlera, znanego polskiego podróżnika. To było dość ciekawe miejsce, choć nie polecam tamtejszej "kawiarni".


Tego dnia zwiedziliśmy jeszcze Poznańską Palmiarnię, która dla mnie okazała się sporym rozczarowaniem, oraz okoliczny niewielki park.

Na obiad tym razem pojechaliśmy do A. i M. na wspaniałą kiełbaskę z grilla. Popołudnie pożegnało nas ulewą, którą przesiedziliśmy przy pysznym Cappuccino w domu naszych wspaniałych gospodarzy :)

CDN.

Pozdrawiam,

piątek, 2 września 2016

Wakacje i... po wakacjach, czyli letni ulubieńcy kosmetyczni


Lato szybko się zaczęło i równie szybko minęło. Wprawdzie temperatury za dnia jeszcze wakacyjne, ale chłodne juz noce zwiastują nadejście jesieni, oby pięknej i złotej, tej, którą lubię najbardziej.

W związku z końcem wakacji, chciałabym Wam przedstawić moich wakacyjnych ulubieńców kosmetycznych. Zapraszam.


MakeUp academy, Undress Your Skin, rozświetlacz Iridescent Gold
Po nieudanym eksperymencie ze słynną Merry Lou, skusiłam się na dużo tańszy rozświetlacz marki MakeUp Academy, jednak ja używam go jako cienia do powiek. Przepięknie rozjaśnia spojrzenie, fantastycznie komponuje się z kreską na oku. Wymaga aplikacji opuszkiem palca, ponieważ jest dość twardy i trudno nabrać go na mały pędzelek, ale dzięki temu nie pyli i nie osypuje się. Ma przepiękny, ciepły, złoty odcień i daje efekt mieniącej się tafli, bez brokatowych drobin. Wygląda na skórze na prawdę pięknie i jeszcze długo będzie moim ulubieńcem.

Golden Rose. Mineral Terracota Powder, brązer do twarzy [04]
Ma bardzo przyjemną, wypiekaną konsystencję i daje lekko błyszczący efekt. Nie ma brokatu, więc jest na prawdę subtelny. Jego idealny odcień pozwala na uzyskanie efektu skóry muśniętej słońcem. Nie robi plam, dobrze się z nim pracuje. Przy jasnych cerach sprawdzi się także do konturowania. Źle roztarty może wyglądać na pomarańczowy, ale wystarczy go odpowiednio rozetrzeć i efekt jest rewelacyjny. Jedyne zastrzeżenie mam do opakowania, które wykonane jest ze średniej jakości plastiku, a napisy szybko się ścierają.


VIANEK, nawilżający krem do twarzy na dzień
Idealny na letnie upały, dobrze nawilża skórę, pozostawia ją przyjemne gładką i miękką w dotyku, dlatego też to nie pierwszy raz gdy pojawia się w ulubieńcach.
Szybko się wchłania, doskonale współpracuje z różnymi podkładami i kremami BB, ma subtelny i bardzo przyjemny zapach oraz higieniczne opakowanie typu air-less. Z pewnością niebawem przeczytacie o nim nieco więcej :)

CERA+ Solutions, krem do twarzy z filtrem SPF 50+
Ten krem również nie pierwszy raz pojawia się w ulubieńcach. Używałam go właściwie już od wiosny, a także przez całe lato i zamierzam dalej używać aż opakowanie sięgnie dna. Doskonale sprawdził się nie tylko pod makijaż, ale i saute, choć wtedy pozostawia lekki błysk na skórze. Dobrze współpracuje z podkładami, świetnie chroni przed słońcem, zapobiega powstawaniu przebarwień. Ma bardzo przyjemny, typowo letni zapach, który mnie kojarzy się z wakacjami nad morzem. Choć skład nie jest najlepszy, krem spełnił swoje ochronne zadanie w 100% i mam nadzieję, że również doczeka się pełniejszej recenzji.

Skin79, Super BeBlesh Balm, GOLD
Produkt z jednego z kosmetycznych pudełek, kupionych właśnie dla niego. Jeden z najlepszych kremów BB jakie do tej pory stosowałam. Pomimo lekko ziemistego odcienia przepięknie stapia się z cerą, ma dobre krycie, a mimo to na skórze jest praktycznie niewidoczny. Wspaniale wyrównuje koloryt cery, ukrywa niedoskonałości, zaczerwienione policzki czy przebarwienia, nie dając jednocześnie efektu maski, bez względu na formę aplikacji (gąbeczka czy dłonie). Dzięki wysokiemu filtrowi chroni w lecie naszą skórę przed zgubnymi skutkami promieniowania UV, doskonale trzyma się skóry również podczas upałów, nie straszny mu pot i łzy. Wymaga przypudrowania, bo po aplikacji pozostawia lekko błyszczący efekt na skórze, ale ja zawsze używam pudru, więc dla mnie to nie problem. Ma również higieniczne i bardzo eleganckie opakowanie, ładnie prezentuje się na toaletce czy na półecce w łazience.
To wszystko sprawia, że na prawdę skradł moje serce trafiając do moich osobistych KWC.

Oriflame, Skin Dream BB Cream
Używalam go latem zamiennie z BB kremem Skin79. Miał mniejsze krycie i doskonale nadawał się podczas weekendu czy wakacyjnych wyjazdów, gdy chciałam dać skórze trochę odpocząć od pełnego makijażu, dając jej jednakowoż trochę wyrównania kolorytu. Świetnie sprawdzał się do makijażu typu "no makeup". Polubiłam się z nim, bo choć jest to typowy krem tonujący, pięknie wyrównuje koloryt nadając skórze zdrowy odcień, ukrywając drobniejsze niedoskonałości i doskonale stapiając się z cerą. Lubię latem takie lekkie produkty.


Oriflame, Wonderlash Mascara
To już kolejny mój powrót do jednego z moich ukochanych tuszy do rzęs. Ma świetną, silikonową szczoteczkę, która z jednej strony pozwala idealnie rozprowadzić tusz nawet na najdrobniejszych rzęsach, wydłużając je i delikatnie pogrubiając, z drugiej natomiast fenomenalnie je rozczesuje dając efekt prawdziwego wachlarza. Nie osypuje się, nawet gdy jego świeżość już przeminęła, nie uczula, nie podrażnia, nie rozmazuje się, dobrze się zmywa z rzęs. Jeden z moich ulubionych tuszy do którego z przyjemnością wracam.

L'OREAL Super Liner Ultra Precision [Blue Black]
Pierwszy liner z tej serii kupiłam zupełnym przypadkiem i dzięki gąbkowemu aplikatorowi od razu przypadł mi do gustu. Szybko i łatwo maluje kreski, ma przepiękny, nietypowy kolor czerni połączonej z granatem, wytrzymuje na powiece cały dzień, nie kruszy się, nie rozmazuje, a jednocześnie nie sprawia problemów przy demakijażu. Ma bardzo wygodną rączkę i zapewnia wysoki poziom precyzji podczas aplikacji. Umożliwia wykonanie praktycznie każdej kreski, szybko, sprawnie, bezproblemowo. To jest już moje drugie opakowanie, a w drodze znajduje się trzecia sztuka. Liner, który mnie kompletnie oczarował i sprawił, że malowanie kresek to czysta przyjemność, nawet dla takiego kreskowego antytalencia jak ja.


Sylveco, delikatny żel do ciała
Co tu dużo mówić, żel dobrze oczyszcza skórę, dzięki subtelnemu zapachowi mięty pozostawia uczucie odświeżenia i rześkości. Ma świetny skład i idealnie nadaje się na letnie miesiące, pomimo dość wysokiej ceny. Z pewnością doczeka się pełniejszej recenzji.

Kneipp, Balsam pod prysznic, trawa cytrynowa i oliwka
Jak już zapewne wiecie, uwielbiam tego typu produkty. Latem w szczególności usprawniają nawilżanie ciała po prysznicu. Ten balsam dobrze nawilża skórę, choć dla skóry bardzo suchej będzie za delikatny. Jego niewątpliwą zaletą jest bardzo przyjemny, orzeźwiający zapach. Tego lata towarzyszył mi podczas większości wieczornych pryszniców i świetnie spełnił swoje zadanie.
Jego pełniejszą recenzję możecie przeczytać TUTAJ.


Avon Naturals, mgiełka do ciała, słodka śliwka i wanilia
To kolejny produkt, który trafia do ulubieńców nie pierwszy (i zapewne nie ostatni) raz. Latem porzucam ciężkie perfumy na rzecz lekkich mgiełek. A, że ten zapach, wyjątkowo przypadł mi do gustu, tego lata mgiełka z Avon ponownie gościła dość często na moim ciele. Przepiękny, słodki zapach śliwki połaczonej z delikatnym aromatem wanilii świetnie sprawdzał się nawet podczas największych upałów, duża wydajność i niska cena, to trzy najważniejsze zalety produktu. Dzięki plastikowej butelce i atomizerowi doskonale nadaje się do podróżnej kosmetyczki, opakowanie jest lekkie, nie zajmuje dużo miejsca i nie musimy się obawiać, że może się stłuc. To jeden z moich ulubionych letnich zapachów i jak długo będzie dostępny, tak długo będę do niego powracać.

Garnier deodorant NEO, antyperspirant w kremie, shower clear
To już drugie opakowanie tego antyperspirantu, który świetnie sprawdził się nawet podczas największych upałów. Ma wygodną formułę kremu, a więc znowu nie musimy się bać, że w podróży opakowanie nam pęknie i produkt zaleje nam całą kosmetyczkę. Bardzo przyjemnie i świeżo pachnie, i choć wymaga chwili czasu na wchłonięcie, jestem z niego bardzo zadowolona. Wyparł z użycia moje ulubione dotychczas antyperpiranty Nivea w kulce i raczej długo nic go nie zastąpi.


Batiste, suchy szampon [wiśnia]
Odkąd odkryłam suche szampony Batiste, zawsze przynajmniej jedna butelka znajduje się w mojej łazienkowej komodzie. Doskonale odświeża włosy, gdy nie mamy rano czasu na mycie. Ta wersja miała dość przyjemny, wiśniowy zapach, działała równie dobrze jak inne wersje, które stosowałam.
Szampon może bielić włosy, wymaga wmasowania i wyczesania, ale nie jest to proces skomplikowany czy czasochłonny. W moim przypadku, odświeża fryzurę, dając mi nawet dwa dodatkowe dni. Doskonale sprawdzi się np. pod namiotem, gdy możliwości uzycia tradycyjnego szamponu są ograniczone.


MIXA, Płyn micelarny, optymalna tolerancja
To już druga butelka płynu micelarnego tej marki, choć poprzednio miałam inną wersję. Płyn, podobnie jak poprzednik, doskonale radzi sobie z demakijażem zarówno twarzy jak i oczu, wliczając w to maskarę i eyeliner. Ma delikatny zapach, nie pieni się, nie podrażnia, nie powoduje łzawienia czy mgły na oczach, Do pełnego demakijażu w zupełności wystarczają trzy płatki kosmetyczne. Jest wydajny i u mnie doskonale spełnia swoje zadanie. Niestety nie załapał się na zdjęcie zbiorcze, bo zwyczajnie o nim zapomniałam, ale musiałam o nim napisać, bo wart jest uwagi.


I to by było na tyle jeśli chodzi o moich letnich ulubieńców. A z jakimi kosmetykami Wam minęło lato?

Pozdrawiam,